Podobno dziś narodził się Zbawiciel. Kiedyś, dawno temu, a może i wcale nie tak dawno religia była dla mnie bardzo ważna. Potem... Nastąpił konflikt interesów. I wygrały interesy. Moje. I w sumie dobrze mi z tym. A z drugiej strony tak sobie dziś myślę, że trochę mi brakuje tej relacji NIM. Tylko czy jest we mnie jeszcze wiara? Choćby mały jej pierwiastek? Czy będę ją potrafiła z siebie wykrzesać? Obudzić na nowo? Czy warto? Nie wiem. Nie wiem też, czy w ogóle faktycznie tego chcę. Zresztą ostatnimi czasy w ogóle niewiele wiem i prawie niczego nie jestem pewna z samą sobą na czele. Ale... Może spróbuję?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz