Zostałam oszukana. I to przez kogoś, kogo uważałam za przyjaciela. Obdarta z godności, przez kogoś, komu zaufałam bezgranicznie. Brutalnie pozbawiona ledwo ocalonych resztek samej siebie, przez kogoś, kto miał być błyskiem latarni rozświetlającym mroki i wskazującym nową drogę mojego życia.
Ty, który skrzywdziłeś. Czy nikt Ci nie mówił, że nie kopie się leżącego? Kłamstwo ma krótkie nogi. Dałam się uwieść niby-przyjaźnią, niby-troską, niby-pragnieniem. Dałam się zwieść własnej naiwności, własnej tęsknocie. Zaufałam. I to mnie zgubiło.
Ty mnie zgubiłeś i "pomogłeś" mi zgubić ledwie ocalone resztki siebie. Jak się z tym czujesz? Nie - nie odpowiadaj. Nawet nie próbuj. Nie chcę wiedzieć. To pytanie retoryczne. Niezależnie od odpowiedzi nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. Ja tylko chcę Cię ranić...
Chcę Cię ranić! Chcę Cię bić waląc pięściami na oślep i gdzie popadnie. Chcę poddać się furii, zapomnieć się w niej, pozwolić jej sobą kierować. Chcę zadawać Ci rany - jedna za drugą, jednocześnie zatracając się w tych własnych. Chcę patrzeć na Twoje cierpienie. Delektować się nim, tryumfować widząc, jak na własnej skórze doświadczasz tego bólu, który zadałeś mnie. Chcę zobaczyć w Twoich oczach żal, rozpacz, bezsilność. Chcę, żebyś poczuł to wszystko, co ja czuję "dzięki" Tobie, ze zdwojoną siłą.