16 grudnia 2020

A co jeśli...?

Relacja, w której obecnie jestem jest specyficzna. Jest nas troje. Oni są małżeństwem. Czy mam z tum problem? Nie. Oboje stają się dla mnie ważni. Obojga bardzo lubię i cenię. Z obojgiem lubię rozmawiać i żartować. Tak. To jest nowe. Jest na swój sposób ryzykowne, ale kto nie ryzykuje, ten nie żyje. 

Depresja nauczyła mnie jednej ważnej rzeczy: cieszyć się chwilą i z każdej chwili wyciskać ile się da. Właśnie dlatego zdecydowałam się wejść tę relację i dać sobie szansę na szczęście w takim układzie. Potrzebuję klimatu jak powietrza. Jestem uległa. Uległość jest integralną częścią mojej kobiecości. Nie wyprę się tego. Mam więc dwa wyjścia. Tkwić w oczekiwaniu na coś, co nie wiadomo kiedy nastąpi, a może wcale nie nastąpi, lub pozwolić sobie na szczęście tu i teraz. Wybrałam drugą opcję. I nie. Nie jest to akt desperacji. Zaczynając rozmawiać najpierw z nią, a później z Nim, w ogóle nie brałam początkowo pod uwagę tego, że może między nami być coś więcej. Nie planowałam tego. Ale zadziało się i... Dałam się ponieść. Poszłam za tym i nie żałuję.

A co z moimi marzeniami? Marzę przecież o założeniu rodziny, o dzieciach... Z Nim to nie nastąpi. A co jeśli się zakocham? Otóż... Nie wiem. Nie myślę o tym. Żyję tu i teraz. Wiem jednak na czym stoję i czego mogę oczekiwać, a czego nie. Zasady naszej relacji zostały od początku jasno i przejrzyście ustalone. I dobrze mi tak, jak jest. A jeśli któregoś dnia zachcę zmian? To wtedy zacznę o tym myśleć. Teraz jestem tu i teraz. Szczęśliwa i spełniająca się w sposób dla mnie samej zaskakujący. Nie spotkałam póki co nikogo, kto bardziej by mi odpowiadał niż On i ona. I tym zamierzam się cieszyć tak długo, jak wszystkim trojgu będzie to odpowiadać.

08 listopada 2020

Kulki gejszy i tramwaj

Wybrałam się ostatnio do biblioteki. Zdążyłam jeszcze zanim rząd zdecydował o zamknięciu tego przybytku kultury umysłowej. Na szczęście. To miała być zwykła, szybka wizyta. Oddać jedne książki, wypożyczyć inne. Nic szczególnego. Pan jednak postanowił ten krótki, prozaiczny wypad nieco urozmaicić...

Dostałam polecenie, by na drogę włożyć sobie kulki gejszy. Dwie wibrujące kuleczki połączone ze sobą sznureczkiem. Podczas ruchu: chodzenia, czy zaciskania mięśni kegla, powodują one bardzo przyjemne doznania. A czasami coś więcej...

Mam bardzo wrażliwą cipkę i kulki gejszy potrafią zapewnić mi naprawdę wiele przyjemności. Tak było i tym razem. Umieściłam je w miejscu do tego przeznaczonym tuż przed wyjściem. Po piętnastominutowym spacerze na przystanek tramwajowy byłam już bardzo podniecona. To pierwsze takie zadanie od dawna. Zdarzyło mi się już kiedyś wychodzić gdzieś z kulkami lub mieć je w sobie podczas zajęć na uczelni. Jednak miałam długą przerwę. Sama nie wiedziałam jak zareaguję tym razem. Na pewno nie przypuszczałam, że tak szybko i intensywnie.

Na moje (nie)szczęście tramwaj, do którego wsiadłam, był to dość stary, rozklekotany model. Wagonem podczas jazdy delikatnie bujało, co wywoływało w cipce przyjemne wibracje. Zbyt przyjemne, a nie wolno mi było dojść. Zresztą nie uśmiechało mi się to wcale zważywszy na okoliczności. Jednak ekshibicjonizmu mam w sobie niewiele i nie chciałam ściągać na siebie ciekawskich spojrzeń na wypadek, gdyby doszło do finału. Udało się. Jednak, kiedy wysiadałam nieopodal biblioteki było mi gorąco, byłam przerażona, wyczerpana ciągłym kontrolowaniem się i zaklinaniem, żeby jakoś nad sobą panować. Jednocześnie czułam ulgę. Teraz powinno być łatwiej. W istocie. Niespieszny spacer do biblioteki trochę pozwolił uspokoić sytuację i rozochoconą cipkę. 

Kłębiły się we mnie przeróżne uczucia. Podniecenie z powodu kulek, podniecenie z powodu świadomości, że podlegam Panu, radość, że wypełniam Pana polecenie, spełnienie i lekka złość, że nie mogę dojść, że Pan zabronił a mnie się tak chce. Byłam totalnie nienasycona. 

Powrót. Było zdecydowanie „pod górkę”. Co tu dużo mówić. Tym razem tramwaj był mniej rozklekotany, ale zamiast siedzieć – jak poprzednio – stałam. W pewnym momencie nie wytrzymałam i targnął mną orgazm. Nie był na szczęście szczególnie silny, a ja trzymałam się mocno, więc udało mi się nie upaść. Zachwiałam się jednak, a z moich ust wydobył się jęk. Nieszczególnie może głośny, ale cichy też nie. Czy ktoś słyszał? Nie wiem. Dwie osoby najbliżej mnie przyjrzały mi się dłuższą chwilę, a ja poczułam wstyd, zażenowanie, spełnienie i... Złość. Bo przecież miałam nie dojść. Na szczęście z powodu covidowych ograniczeń mało osób było w tramwaju, a na twarzy miałam przyłbicę, która na swój sposób odgradzała mnie od ciekawskich spojrzeń.. Byłam przejęta sytuacją: tramwajem, ludźmi i tym, że doszłam bez pozwolenia. Czułam zażenowanie i spełnienie jednocześnie...

01 listopada 2020

Pieszczoty na polecenie O.

Bardzo długo i do bardzo niedawna stałam na stanowisku (zresztą nadal przy tym obstaję, co dla wielu będzie pewnie niezrozumiałe), że kobiece ciało jest aseksualne. Kobiety nie kręciły mnie w ogóle. Potrafiłam docenić ich wewnętrzne i zewnętrzne piękno, ale nie było w tym ani grama podtekstu seksualnego. Do czasu, gdy na mojej drodze pojawiła się O. Może kiedyś opowiem jeszcze jak to się zaczęło, ale nie dziś. O. zabiła mi klina, bo nagle zaczęłam jej pożądać. Pragnąć i podziwiać właśnie seksualnie. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Ale ze zdziwieniem konstatuję, że dobrze mi z tym. Ciało O. mnie fascynuje i pociąga. Fascynują mnie jej reakcje. Ciekawi wrażliwość.

Dostałyśmy z O. zadanie od Pana. Myślę, że obie byłyśmy nim równie zaskoczone i zdeprymowane nieco, choć zapewne każda z innego powodu. Piję sporadycznie, ale w tamtym momencie ogromnie żałowałam, że nie miałam akurat żadnego alkoholu na podorędziu, żeby nalać sobie kieliszek na odwagę. Zadanie polegało na masturbacji. Miałam pieścić się zgodnie z poleceniami wydawanymi przez O., wypełniając jej instrukcje. Pan pozwolił jej przez chwilę być panią sytuacji i mojego ciała, choć jednocześnie On sam cały czas panował nad nami obiema. Słuchał nas. Oceniał. I chyba świetnie się bawił.

A ja? Byłam przerażona i jednocześnie podniecona. To mój pierwszy raz. Taki. Słuchać kobiety na polecenie Pana. Słuchać jak ona chciałaby mnie pieścić i robić to samodzielnie według jej wytycznych... Było cudownie i okropnie zarazem. Tak ciężko to opisać. Wstyd, zażenowanie, chęć ucieczki. Radość, podniecenie, spełnienie. O. chyba czuła podobnie. A jednak posłuszeństwo i chęć zadowolenia Pana wzięły górę. Niewolnica drzemiąca we mnie wiedziała co robić. Bałam się, że nie dojdę. Nie doszłabym. Za nic. Grzeczna dziewczynka we mnie poddała się jednak tej wizji. Byłam posłuszna. Zadowoliłyśmy Pana. Poczułam spełnienie. Tylko spełnienie. Wszechogarniające.

Znów zaskoczyłam samą siebie. Ile jeszcze razy to nastąpi w najbliższym czasie? I tylko jeszcze nie wiedziałam, że za kilka dni role się odwrócą i to ja będę panią ciała O., a ona będzie się pieścić tak, jak ja jej każę... 

30 października 2020

Sen na jawie (z nią)

Ja: Nasze pierwsze wspólne chwile. Takie chwile... Jesteśmy razem. We trójkę. Rozmawiamy, śmiejemy się, dowcipkujemy. Tak po prostu. O wszystkim i o niczym. Nawet w tym momencie Pan panuje nad sytuacją. Daje się to wyczuć. Chyba obie jesteśmy trochę spięte. Ja na pewno.

Orja: Rozmawiamy razem. Luźno, długo, nocą.  Noc jest tajemnicza, niepoznana, osnuwa wszystko ciemnością, tak, że nie widać wyraźnie… Rozmawiamy o życiu, hobby, klimacie. Jest miło, śmiejemy się. Pan mówi, że widzi, że się denerwuję. Możliwe. Ale jestem z natury gadatliwa, dużo mówię.  Pan na szczęście się na to nie złości… Będzie dziś dla mnie pobłażliwy. Pozwala pocieszyć się swobodną rozmową.

Ja: Głos Orji taki słodki, pociągający, a w głosie Pana czuć dominację. Hipnotyzująco działają na mnie Pana słowa. Od samego początku kręciła mnie ta rozmowa, nawet gdy tematy były chwilowo niewinne. Kręciło mnie to, że jesteśmy razem, kręciła mnie sama sytuacja i świadomość, że Pan jest i od Pana będzie zależało jak ten wieczór będzie wyglądał.

Orja: Dzieje się coś niezwykłego, nieplanowanego. To miała być ‘tylko’ rozmowa. Znowu wraca sen… każe jej opowiadać o fantazji, a mi rozwinąć fantazje, która ona opowiedziała. Wstydzę się i spuszczam głowę. Już nie jestem ta gadatliwą orją, teraz słucham i czekam na Jego polecenia. Wiem, że On prowadzi tę rozmowę. "Mów"- pada polecenie. Orja się nie sprzeciwia.

Ja: Bałam się zawieść. Bałam się, że rozczaruję Pana i Orję. Że zbytnio się zawstydzę, zamknę w sobie i spanikuję. To wszystko było dla mnie takie nowe.  Czuję zawstydzenie, kiedy Pan wypytuje o szczegóły… Ale jednocześnie pragnę tego, podnieca mnie to. Dziwię się swojemu podnieceniu i wstydzę się go. Jak mi było wstyd! Wstyd, wstyd, wstyyyd! Ale Pan pytał…

Orja:  Jakże ona pięknie opowiada…. zawstydza mnie to, że ja nie potrafiłam tak ładnie. Jestem podniecona i juz ledwo nad tym panuje. Widzę Jego satysfakcję i zadowolenie.

Ja:  Orja dowie się zaraz jak bardzo na mnie działały jej słowa. Pan sprawdza, czy Orja jest mokra, bardzo chciałam też to poczuć… Uwielbiam kiedy Pan sprawdza stan mojej wilgoci...

Orja: Widzę, że Go to zadowala. Pyta ją czy chce pójść o krok dalej. Ona chce. W końcu... zamykam oczy, słyszę jak jej dobrze...  świat wiruje, wpadłam w trans, tylko przez słowa... Nie dotknął nas nawet. Słyszę, jak ona reaguje na Jego polecania, jak mówi "Tak, Panie", "Chce Panie". Robię to samo. Już nie myślę, nie wstydzę się. Robi z nami co zechce. Jest przyjemnie... Ona dochodzi pierwsza. Rozpływam się w jej przyjemności.

Ja: Wszystko mi się rozpływa. Zniknął wstyd. Było tylko pragnienie, żądza i chęć zadowolenia Pana. Pamiętam Pana głos, jęki Orji i moje ręce, które same błądziły po ciele w ślad za wskazówkami Pana…

Orja: Czy ja śnię? Czy to rzeczywistość czy fantazja? I gdzie ten sen prowadzi?

Ja: Spać... Mamy spać. Wcale mi spanie nie było w głowie. Długo jeszcze wierciłam się w łóżku czekając na sen, który ani myślał przyjść. A rano obudziłam się mokra prawie tak samo jak wieczorem i miałam przez chwilę chęć być bardzo niegrzeczną dziewczynką... Ale nie wolno. Mam tylko nadzieję, że nie zawiodłam Pana.

Orja: Co za noc, nie mogę spać. Myślę. Krok po kroku... Sen nie chce przyjść. Sen w śnie. Powoli oswaja nas ze sobą, bez sztucznego przyspieszania, ponaglania. A jednak to samo w sobie dzieje się przecież obiektywnie szybko. A mi jest mało, chce więcej i więcej...

Pan: Nie jestem zawiedziony. Jestem oczarowany. 

16 października 2020

Rewolucja

Zaczyna się nowe. Idzie. Chcę, żeby przyszło. I boję się. To będzie totalna rewolucja w moim... W naszym życiu.

19 września 2020

Są pustki, których nie da się niczym wypełnić. Są smutki których nie da się w żaden sposób ukoić. Są takie sprawy, których nie da się załatwić. I są tacy ludzie, których nie da się zapomnieć. Po prostu.

22 sierpnia 2020

(Nie)poetycka kropka nad "i"

Uganiałam się za słowami jak nawiedzona małolata. Mówiłam długo, przyozdabiając wszystko w częstochowskie rymy. Rzucałam wykrzyknikami na prawo i lewo. Ścigałam się z przecinkami w nierównym wyścigu.

Myślałam - głupia - że znajdziesz mnie na końcu zdania. A Ty? nawet nie jęknąłeś. Bez mrugnięcia okiem postawiłeś kropkę nad "i". 

Adieu.

12 lipca 2020

Nauka prawdy od nowa

Nadszedł najwyższy czas, żeby nauczyć się od nowa prawdy o samej sobie. Bo zmieniłam się. Zmieniły mnie wydarzenie ostatniego przeszło roku. I mam dylemat, bo nie poznaję samej siebie. Tak, wiem, że ludzie się zmieniają. Wiem, że to normalne. Ale nie tak. Nie w takim stopniu i nie tak nagle. Nie zamierzam przed tym uciekać. Ale tak trudno się odnaleźć, gdy zawsze znało się samą siebie, a nagle patrzę w lustro i widzę ze wszech miar obcą sobie osobę. Cześć Ja. Musimy poznać się od nowa...

Mam dylemat. Taki odwieczny dylemat współczesnego człowieka. Zaplątałam się w chaszcze trudów życia i wyplątywanie idzie opornie. Boleśnie. Ale daje ulgę i nadzieję. Szukam więc. Szukam sensu istnienia. Wyruszam. W poetycką podróż przez czas...

05 czerwca 2020

Wystarczy być sobą

Wystarczy być sobą. Takie to proste. I takie trudne.

01 maja 2020

Silna?

Miałam być silna. Jestem silna. Jestem? Wciąż ta sama? Trochę inna? Tak. Będę silna. Taki był plan. Taki jest plan. Tak było zawsze. Muszę być silna i koniec kropka. Ogarnę świat, dam sobie radę. Chyba. Chciałabym.

13 marca 2020

Niedookreśloność

Stoję, a właściwie tkwię w miejscu i czasie niedookreślonym. Gdzieś w cieniu zbyt długiego wczoraj, kuląc się ze strachu przed przedwczesnym dzisiaj i niepewnym jutrem. Stoję. To znaczy: wstałam już z kolan. A jednak stoję chwiejnie, choć coraz bardziej stabilnie. Niewiele trzeba, żeby znów mnie powalić. Z łatwością dam się unicestwić. Umiem - póki co - stawać tylko bierny opór. Czynnego, wciąż jeszcze nie potrafię. Nie jestem też jeszcze gotowa iść dalej z wysoko podniesioną głową. Wciąż jeszcze nie, choć wiem, że ten moment przybliża się, a może raczej to ja przybliżam się do niego. Tak. I chcę tego. Tylko... Boję się. I jeszcze... Nie wiem czy warto.

Oczy mam zapuchnięte od natłoku myśli, a głowę zalewa mi pustka. I tak sobie tkwię. W nijakim tu i teraz... I tak mija godzina za godziną, dzień za dniem... I to wcale nie jest tak, że nic nie robię, żeby coś zmienić. Robię. Chodzę na terapię, podejmuję cały szereg ogólnorozwojowych aktywności, ale... Co z tego? Jakoś mnie to nie rusza. Nic mnie nie rusza. Nic nie czuję. Nic poza lękiem... Plus jest taki, że nie czuję już permanentnego smutku - to wielki progres. Teraz pojawia się już tylko czasami. I czasami też pojawiają się chwile radości, choć takiej nieśmiałej i przytłumionej... Ogólnie jednak, jest tak... Nijak. Niedookreślenie...

27 lutego 2020

Chcę być wrażliwa

"Chcę być wrażliwy. Nie chcę zostać wyłączony z jakiejkolwiek części mojego wewnętrznego doświadczenia. A jeśli ceną wglądu jest napięcie, to trudno".

Irvin David Yalom

30 stycznia 2020

Czy...?

Nieustannie dręczą mnie pytania, na które brak odpowiedzi, choć bardzo chciałabym ją znać. Czy przyjdzie taki dzień, w którym uśmiech powróci na dobre? Czy nadejdzie moment, w którym znów będę umiała cieszyć się życiem tak po prostu? Czy kiedy to się stanie, nie zapomnę o tym, o czym powinnam pamiętać...?

09 stycznia 2020

Nowy Rok - nowa ja?

Spoglądam w przyszłość. Niepewnie i z lękiem, który od miesięcy jest moim nieodłącznym towarzyszem. Chciałabym znów zacząć żyć: funkcjonować w czasie i przestrzeni. Jednakże dotarłam do punktu, w którym jedynym wyjściem jest zacząć wszystko od nowa. Absolutnie wszystko. Nie ma mowy o naprawianiu czegokolwiek. Muszę zacząć budować wszystko od nowa. Absolutnie wszystko. W pewnym sensie rodzę się na nowo. Dla siebie i dla świata.

Jak bardzo mnie zmieniły te miesiące stagnacji, beznadziei, niemocy? Jaka jestem ta nowa ja? Nawet w lustrze widzę odbicie innej osoby. Jakby obcej, choć znajomej zarazem. Oczy bez blasku, usta bez uśmiechu, twarz bez wyrazu. Co będzie dalej?

Wkraczam w Nowy Rok z nową szansą. Zaczynam z impetem. Od tygodnia chodzę na terapię grupową dla osób w kryzysie. Sesje są codziennie. Od poniedziałku do piątku. Potrwa to trzy miesiące. Cały kwartał. Zaczynam więc ten 2020 rok pod znakiem nadziei na lepsze jutro - na upragnioną stabilizację i powrót do samej siebie. Czy mi się uda? Czas pokaże.