29 marca 2019

Gniewam się?

Podobno jest we mnie "jeszcze dużo złości". Tak orzekł psychiatra na pierwszej wizycie. Eufemizm. Nie, to nie złość. To wściekłość. Wkurwienie. Gniew okraszony bezsilnością, rozpaczą, brakiem perspektyw, bezpowrotnie utraconym jutrem.

Więc tak. Gniewam się. Gniewam się na słońce, bo za mocno grzeje. Bo w ogóle ośmiela się wychodzić i świecić, jakby nigdy nic. Atakuje mnie zewsząd swoim nachalnym blaskiem. Czy ono nie wie, że dla mnie umarło wszelkie światło? Bezczelne!

I jeszcze na wiatr się gniewam. Bo strąca liście, sypie piaskiem po oczach, bo szumi mi w uszach snując w nieskończoność swoje zwiewne opowieści. Rozrzuca myśli, nie pozwala się skupić, zatopić spokojnie w ciszy i pustce. Tak. gniewam się. Gniewam się na wiatr.

Nie mogę patrzeć na błękit nieba, bo przypomina te oczy, które były całym moim światem, i w których przeglądałam się z lubością. Te, w których z nadzieją wypatrywałam lepszego jutra, w których widziałam wspólną, świetlaną przyszłość. Tak. Gniewam się. Gniewam się na niebo.

Wkurza mnie deszcz. Niebo płacze ze mną? A może nade mną? Wszystko jedno. Nie potrzebuję, nie chcę, ba! Wręcz nie życzę sobie ani jednego, ani drugiego. Cóż za obłuda losu. Czy Ten, który wszystkim steruje, nie pomyślał, że wystarczyłoby nie dawać powodu do płaczu? Ale co Go to obchodzi? Pewnie, że nic. On jeden ma immunitet na piąte przykazanie... Tak. Gniewam się. Gniewam się na deszcz i na Boga.

Gniewam się na trawę, bo rośnie, a ja nie. Bo zielenią w oczy kole i daje złudną nadzieję, na... Nadzieję. A przecież ta dawno już umarła. We wskrzeszenie jej nie wierzę. A nawet gdyby miało ono nastąpić, to zamiast wskrzeszać ją, wolałabym wskrzesić wspomnienia. Niestety nie jest to możliwe. I dlatego gniewam się. Tak. Gniewam się na trawę i na utraconą nadzieję.

Gniewam się na ludzi. Bo chodzą, uśmiechają, się żyją. Bo nie dociera do nich (do kurwy nędzy), że nie ma powodu do śmiechu. Życie się skończyło. To już jest koniec. Nie ma już nic! I w ogóle na cały świat się gniewam, bo nie chce się zatrzymać. Gniewam się na życie bo trwa, bezwstydnie ośmiela toczyć się dalej. Tak. Gniewam się.

Gniewam się, gniewam się, gniewam się. Bo tak. Z zasady i dla zasady. Gniewam się na życie bo trwa. Gniewam się na siebie, bo nie umiem z nim skończyć.

01 marca 2019

Nieznośna ciężkość bytu

Podobno "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale coraz bardziej przekonuje mnie to stwierdzenie. Tu mnie nie ma. I to już od całkiem dawna. Została jeszcze tylko ta irytująca, bezużyteczna powłoka zwana ciałem; ta nieznośna ciężkość bytu. I jej mogło już nie być. Jej zgodnie z planem miało już nie być!

A jednak zjawił się ktoś - zupełnie nagle i niespodziewanie - kto nie pozwolił mi odejść, nawet tej ostatniej woli nie uszanowawszy. Anioł? Nie wiem. Kimkolwiek jesteś, zrozum: "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". Tu mnie nie ma. Więc pozwól mi odejść, nie zatrzymuj mnie. Po prostu.