08 lutego 2023

Spotkanie w księgarni

Spędzaliśmy z Panem kilka dni w Krakowie. Jednego dnia wybraliśmy się do polecanej nam przez znajomych księgarni. Mówili nam, że jest tam super tanio, duży wybór książek i można znaleźć zarówno bestsellery jak i “białe kruki”. Dla mnie - mola książkowego, któremu książek wiecznie mało i, który na książki potrafi wydać każde pieniądze - punkt obowiązkowy do odwiedzenia i raj na ziemi. Pan stwierdził, że może i On wybierze dla siebie coś ciekawego, więc poszliśmy.

Mamy w relacji taką zasadę, że będąc z Panem, zawsze mam na szyi obrożę lub jakiś choker. Tego dnia miałam swoją normalną obrożę. Zwykle nie wychodzę w niej do ludzi i mam ją zakładaną tylko, gdy jesteśmy sami lub na imprezie klimatycznej. Tym razem jednak jakoś tak została. Była już właściwie jesień i generalnie dni były dość chłodne, więc na ogół nie rozstawałam się już z czapką i szalikiem. Tego dnia było jednak wyjątkowo ciepło. Wychodząc na miasto odpuściłam więc szalik i czapkę zostawiając je w hotelu. I nawet zapomniałam, że mam na szyi obrożę, więc finalnie szłam sobie przez miasto w metalowej obroży widocznej z daleka i w sumie totalnie tego nieświadoma do pewnego momentu...

Pomimo wielu płaszczyzn wspólnych, gust literacki mamy z Panem totalnie różny. Toteż, po przybyciu do księgarni, Pan zdecydował, że się rozdzielamy. Zostawił mnie samą na jednym z moich ulubionych działów tematyczny, a sam udał się na przeciwległy kraniec pomieszczenia, aby przejrzeć tytuły o zupełnie innej tematyce. Miałam coś dla siebie wybrać i czekać na Niego. Kiedy tak buszowałam w dostępnych książkach i wybierałam ostatecznie tytuły, które chcę kupić, poczułam, że ktoś staje obok mnie.
- Przepraszam... Czy możemy zająć chwilkę? - odezwała się promiennie uśmiechnięta blondynka, na oko mniej więcej w moim wieku, może ciut młodsza. Koło niej stał wysoki mężczyzna, nieco starszy, który również się uśmiechał, ale nic nie mówił.
- Tak... Jasne - wybąkałam, jednocześnie dokonując w głowie szybkiej, desperackiej analizy; kto to może być? Kogo znowu nie poznaję, a pewnie powinnam? Ech, ja i mój brak pamięci do twarzy. Szlag by to! I wtedy stało się TO!
- Chcieliśmy... Z Panem tylko pozdrowić i życzyć miłego dnia - przemówiła blondynka, uśmiechając się jeszcze szerzej i jednocześnie odchylając dłonią szalik na swojej szyi. Szyi, na której ukryta pod szalikiem, znajdowała się obroża! Identyczna, jak moja własna! Zamurowało mnie.
- Eeee… Yyy… Aha… No… Fajnie… Dziękuję… - tylko na tyle było mnie stać wskutek szoku, jakiego doznałam. Niczego więcej nie byłam w stanie z siebie wydusić. W jednej sekundzie odebrało mi mowę i oblałam się zimnym potem. W kolejnej uświadomiłam sobie, że przecież ja właśnie paraduję w biały dzień po krakowskiej księgarni w TEJ obroży, jakby nigdy nic. A wcześniej przeszłam w niej przez miasto! W jeszcze następnej zaczęłam wzrokiem desperacko szukać Pana i wykonywać jakieś nieskoordynowane, małpie gesty rękami, żeby - jeśli On by mnie jednak widział - dać Mu znać, że dobrze by było, gdyby podszedł czym prędzej. No, bo przecież się nie wydrę na całą księgarnię: “Panie, mógłbyś tu przyjść? Spotkałam inną uległą i jej Pana”! 

Napotkaną parę musiała speszyć nieco moja reakcja, bo szybko odeszli i jakoś zniknęli. A ja dopiero po dłuższej chwili doszłam do siebie i uzmysłowiłam sobie w pełni zaistniałą sytuację. Kiedy mój Pan zjawił się w końcu przy mnie i opowiedziałam Mu o wszystkim, żałował, że nie było Go akurat wtedy w zasięgu wzroku, a ja żałowałam, że mnie aż tak zamurowało, wskutek czego nie wykazałam się elokwencją i nie pociągnęłam jakiejś miłej konwersacji. Muszę przyznać, że to było dla mnie naprawdę surrealistyczne doświadczenie, ale bardzo miłe zarazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz