28 grudnia 2021

Czego nauczyłam się od niej?

Moja relacja z O. i z Panem nie trwała wcale długo, raptem kilka miesięcy. Nie była też szczególnie intensywna. Sprawy toczyły się powoli, niespiesznie. A jednak dużo się w tej relacji nauczyłam. Dużo z niej wyniosłam. Dużo dowiedziałam o sobie. Momentami dla mnie samej zaskakujące jest, że jest tego aż tyle. Zwłaszcza, że odkrywam pewne rzeczy w miarę upływu czasu. Ostatnio ktoś odpowiedział mi na podobne, wyrażone głośno stwierdzenie: „Przecież między Wami właściwie nic nie było!” I tak i nie. To zależy, czym dla kogoś jest „nic” i „coś”. Faktem jest, że spotkaliśmy się raptem kilka razy. Było jednak dużo rozmów, wspólnych we trójkę oraz we dwójkę z jednym i drugim osobno. I myślę też, że nie ilość się liczy, ale atmosfera, podejście, zaangażowanie. Będąc w tej relacji miałam takie poczucie, że każda ze stron się angażuje, daje od siebie coś pozostałym. Wytworzyła się między nami więź. Nie tylko klimatyczna, ale przede wszystkim taka zwyczajnie ludzka, przyjacielska i jest nadal.

Jak się okazuje niekoniecznie ilość i intensywność doznań musi być miarą klimatycznego rozwoju. Miarą może być też (i jest w tym wypadku, w odniesieniu do mojej osoby) otwartość, szczerość, zaangażowanie, wzajemne zaufanie, wymiana inną perspektywą i zderzenie z nią w sposób bezpośredni oraz pełna swoboda odnajdywania się w niej, Bez presji, bez oczekiwań (zarówno tych odśrodkowych, jak i zewnętrznych).

Mimo, że ta relacja nie była ani długa, ani intensywna, wyniosłam z niej wiele. Poznałam lepiej samą sobie. Nauczyłam się więcej cierpliwości i pokory, choć tej drugiej w pewnych sytuacjach zdecydowanie mi jeszcze czasem brakuje. Nauczyłam się gryźć się w język (co też nie zawsze mi jeszcze wychodzi, ale śmiem twierdzić, że zdecydowanie częściej mi się udaje niż wcześniej). Nauczyłam się inaczej patrzeć na innych dominujących. Zaczęłam dostrzegać nowe aspekty klimatu, do których wcześniej nie przywiązywałam wagi. Co ciekawe większości tych rzeczy nauczyłam się nie tyle za pośrednictwem Pana, w toku szkolenia, co od O. i dzięki niej.

Z tej perspektywy zupełnie nowego znaczenia nabiera dla mnie goreańskie określenie na relację dwóch (ewentualnie więcej) kobiet służących jednemu mężczyźnie. Mówi się, że to „sisters in chains”: siostry w obroży. Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z tym terminem, nie ukrywam, że trochę mi on wewnętrznie zgrzytał. Dziś myślę, że to doskonałe określenie, bo właśnie tak zaczęłam traktować O. jak starszą siostrę w służbie, w klimacie. Kogoś na kogo zawsze mogę liczyć, od kogo uczę się wiele jako uległa i dzięki komu też sama jako uległa staję się lepsza, rozwijam się, w atmosferze właśnie wspomnianej wcześniej wzajemnej otwartości, akceptacji, sympatii, przyjaźni.

Dziękuję, że jesteś!

6 komentarzy:

  1. Pięknie piszesz o Waszej relacji, czuje się tu tyle pozytywnych emocji, uczucia i szacunku. Orja jest dla mnie wzorem do naśladowania i wierzę, że naprawdę można się od niej uczyć, postępowania, uległości i bycia niewolnicą. Jest taka szczera i naturalna ....po prostu jest niewolnicą 😊, jej mądry Pan potrafi wydobyć z niej to co najpiękniejsze w oddaniu i zapewne mogłaś tego doświadczyć i ty
    To piękne że widzicie w sobie siostry w obroży, że możecie na siebie liczyć...jesteście cudowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Orja była i nadal jest dla mnie wzorem i inspiracją. No, a przede wszystkim przyjaciółką. :) A Pan M., to bardzo mądry człowiek i Dominujący.

      Usuń
    2. Awe Ty mnie tak zawstydzasz :). Charlotte Ty zresztą też :). Bardzo doceniam Wasze słowa, dużo dla mmie znaczą. Dziękuję!

      Usuń
    3. Mówimy jak jest! :*

      Usuń