Bardzo długo i do bardzo niedawna stałam na stanowisku (zresztą nadal przy tym obstaję, co dla wielu będzie pewnie niezrozumiałe), że kobiece ciało jest aseksualne. Kobiety nie kręciły mnie w ogóle. Potrafiłam docenić ich wewnętrzne i zewnętrzne piękno, ale nie było w tym ani grama podtekstu seksualnego. Do czasu, gdy na mojej drodze pojawiła się O. Może kiedyś opowiem jeszcze jak to się zaczęło, ale nie dziś. O. zabiła mi klina, bo nagle zaczęłam jej pożądać. Pragnąć i podziwiać właśnie seksualnie. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Ale ze zdziwieniem konstatuję, że dobrze mi z tym. Ciało O. mnie fascynuje i pociąga. Fascynują mnie jej reakcje. Ciekawi wrażliwość.
Dostałyśmy z O. zadanie od Pana. Myślę, że obie byłyśmy nim
równie zaskoczone i zdeprymowane nieco, choć zapewne każda z innego powodu. Piję
sporadycznie, ale w tamtym momencie ogromnie żałowałam, że nie miałam akurat
żadnego alkoholu na podorędziu, żeby nalać sobie kieliszek na odwagę. Zadanie
polegało na masturbacji. Miałam pieścić się zgodnie z poleceniami wydawanymi
przez O., wypełniając jej instrukcje. Pan pozwolił jej przez chwilę być panią
sytuacji i mojego ciała, choć jednocześnie On sam cały czas panował nad nami
obiema. Słuchał nas. Oceniał. I chyba świetnie się bawił.
A ja? Byłam przerażona i jednocześnie podniecona. To mój
pierwszy raz. Taki. Słuchać kobiety na polecenie Pana. Słuchać jak ona
chciałaby mnie pieścić i robić to samodzielnie według jej wytycznych... Było
cudownie i okropnie zarazem. Tak ciężko to opisać. Wstyd, zażenowanie, chęć
ucieczki. Radość, podniecenie, spełnienie. O. chyba czuła podobnie. A jednak
posłuszeństwo i chęć zadowolenia Pana wzięły górę. Niewolnica drzemiąca we mnie
wiedziała co robić. Bałam się, że nie dojdę. Nie doszłabym. Za nic. Grzeczna
dziewczynka we mnie poddała się jednak tej wizji. Byłam posłuszna.
Zadowoliłyśmy Pana. Poczułam spełnienie. Tylko spełnienie. Wszechogarniające.
Znów zaskoczyłam samą siebie. Ile jeszcze razy to nastąpi w
najbliższym czasie? I tylko jeszcze nie wiedziałam, że za kilka dni role się odwrócą i to ja będę panią ciała O., a ona będzie się pieścić tak, jak ja jej każę...
Byłaś cudowna :* a ja się bardzo stresowałam, ale cóz, czasem trzeba po prostu zaufać Panu :)
OdpowiedzUsuńTo Ty byłaś cudowna kochanie. Byłaś i jesteś. :*
UsuńObie jesteście cudowne....dla siebie i Pana....
OdpowiedzUsuńCharlotte, przeczytałam twojego bloga z zapartym tchem, pięknie piszesz, masz cudowne spojrzenie na świat i uczucia. To jak wychodziłaś z depresji, jak włączyłaś później o każdy dzień, o to aby zacząć żyć normalnie....
Podobała mi się metafora z warkoczem, to splątanie swojego życia i uczyć w równy warkocz, i te niesforne kosmyki które nie dają się wypleść...cudowne porównanie....
A na koniec.... widać radość i spełnienie ...bo po czasie rozpaczy i udręczenia, po czasie apatii a później walki o normalność spotkało Cię to na co zasłużyłaś....szczęście i spełnienie....😘
Dziękuję Awe za piękne, ciepłe słowa. Miło mi Cię tutaj gościć. :)
Usuń